sobota, 23 czerwca 2012

Czechy to nie Polska

Typowe czeskie osiedle. Piątkowe popołudnie, betonowy stół do ping-ponga pośród bloków rodem z lat 70tych. Czesi nazywają je panelakami. Nazwa idealnie oddaje klimat wielkiej płyty. Panuje senna atmosfera. Popołudniowe słonce delikatnie przygrzewa. Dwóch panów siedzi sobie na ławce i rozmawia po polsku. Przed chwila grali w ping-ponga, teraz jednak odpoczywają i delektują się złocistym napojem. Na pobliskim placu zabaw, jak zwykle o tej porze dnia, panuje delikatny gwar. Młodzi rodzice rozmawiają, dzieci pokrzykują radośnie. Mimo, że ulica jest tuz obok, nie słychać przejeżdżających samochodów. Sanatorium.

Powoli ludzie zaczynają się rozchodzić do domów. Po kilku chwilach, poza polakami, zostaje już tylko jedna mama bawiąca się z córeczką. Jej czerwona, luźna, sukienka nie posiada żadnej kieszeni, wiec żeby pohuśtać się z dzieckiem położyła telefon na ławce, jakiś metr od siedzących mężczyzn.
Kładąc telefon powiedziała po czesku - Mogę go tu zostawić? - Mężczyźni tylko kiwnęli głowami i kontynuowali swoja rozmowę.

W pierwszej chwili nie zrobiło to na nich specjalnego wrażenia, w końcu była dwa kroki od ławki. Jednak dopiero po chwili zorientowali się, ze oprócz telefonu na ławce leżą też klucze od domu.
Po chwili kobieta ponownie zwróciła uwagę mężczyznom na swoje rzeczy i zapytała czy mogą popilnować. Znowu tylko kiwnęli głowami.
Patrzyli jak odchodzi. Po chwili zniknęła razem z pociecha gdzieś za rogiem.
- Co się właśnie stało? - powiedział jeden do drugiego. Gdzie my jesteśmy? Ona chyba, żyje na innym świecie? Jak można tak komuś zaufać? Przecież ona nas nie zna.
- Chyba nikt jej nigdy nie okradł. - odpowiedział mu drugi, brodaty.
- A możne to prowokacja? Zaraz zza rogu wyskoczy gościu z kamera.
- Taaaa, prędzej policjant.
I tak siedzieli przez kila chwil rozważając sytuacje. Żaden z nich nawet nie pomyślał, żeby wziąć komórkę czy klucze do ręki, o kradzieży nie wspominając. Obaj jednak nie mogli uwierzyć w zaufanie jakim obdarzyła ich nieznajoma. A może to była naiwność? Gdy chwile mijały na rozważaniach w oddali znowu zobaczyli kobietę w czerwonej sukience i jej córkę idące w ich kierunku.
Podeszła do ławki gdzie zostawiła swoje rzeczy, wzięła je i podziękowała. Rzuciła jeszcze "Na schle" i już jej nie było.
Mężczyźni posiedzieli jeszcze chwilkę osłupiali i wrócili do gry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz