Późna jesień. Poniedziałek tuz przed 7 rano wychodzę z bloku i kieruję się w stronę samochodu. Ostatni raz nim jeździłem tydzień temu jak przyjechałem do miasta. Troszkę się zaniepokoiłem kiedy minąłem miejsce w którym go zaparkowałem.
Nic, idę dalej. Musiałem zaparkować gdzie indziej. Dochodzę do końca parkingu coraz bardziej się denerwując. Idąc z powrotem nerwowo naciskam przycisk na pilocie o centralnego zamka. Nie ma go... co się stało? Ukradli? Takiego rzęcha? Przecież tego nikt nie kupi. Ze niby na części? Niemożliwe. Czyżby było sprzątanie ulic i go Policja odholowała? Zaczynam się martwic już lepiej, żeby go ukradli, przynajmniej nie będę musiał nic płacić.
Głupie myśli tłukły mi się po głowie.
Do pracy poszedłem pieszo.
Dzisiaj chciałem opowiedzieć o moich spotkaniach z Policja Czeskiej Republiki oraz porównać je z doświadczeniami zdobytymi w Ojczyźnie. A przygód ze stróżami prawa kilka miałem...
Kiedy już bylem w pracy, natychmiast zadzwoniłem na Policje. Podałem dane auta a funkcjonariusz mnie poinformował, ze auto zostało odholowane. Oczywiście wspomniał tez o mandacie oraz podał mi adres gdzie mogę zgłosić się po mój pojazd. Troszkę się uspokoiłem. Auto się znalazło.
Nie minęło pol godziny jak kiedy mój telefon się odzywa. Ten sam miły Pan mówi mi, ze się pomylił i ze auto jest w biurze rzeczy znalezionych i podał inny adres.
Sprawdziłem gdzie to, nie daleko. Poprosiłem kumpla, żeby mnie tam podrzucił w porze obiadu.
Wysadził mnie w pobliżu a sam uciekł coś zjeść. Dłuższą chwile kręciłem się po wielkim obiekcie zanim znalazłem kogoś kto mi wytłumaczy do kogo mam się zgłosić.
Znalazłem! Po zwięzłej rozmowie z umundurowaną przedstawicielką prawa już wiedziałem, ze mój samochód był zaparkowany prawidłowo. Niestety nic więcej. Zostałem również poinformowany, iż nie mogę odebrać samochodu bez potwierdzenia od Policjanta prowadzącego sprawę. Żeby ten papier dostać muszę jechać na posterunek rejonowy.
Komu w drogę temu w czas.
Zbliżało się południe, kiedy dotarłem do posterunku. W międzyczasie zadzwoniłem do przełożonego, że mi zaiwanili auto i muszę to pozałatwiać. Spoko luz, zostanę dłużej.
Po przekroczeniu progu powitała mnie recepcjonistka. Prawie jak w hotelu, pomyślałem. Opowiedziałem moja historię i przekazałem nazwisko funkcjonariusza prowadzącego. Musiałem poczekać, ale mimo zapracowania, znalazł dla mnie chwile i postanowił wydać mi samochód.
Dlaczego samochód w ogóle był odholowany? Otóż, okazało się, ze z niewiadomych przyczyn , kiedy Policja przybyła na miejsce, samochód był otwarty i raczył mieszkający dookoła ludzi kojącą melodyjką swojego alarmu. Panowie funkcjonariusze odłączyli akumulator i jako, ze auto było otwarte, dla zabezpieczenia mienia, odwieźli na parking. Nic z samochodu nie zginęło. Radio, GPS w schowku. Bambetle w bagażniku. Wszystko na swoim miejscu. Ciężko mi było uwierzyć kiedy dowiedziałem się, ze nie popełniłem żadnego wykroczenia wiec nie będzie tez żadnej kary. No bo w sumie za co? Za włączony alarm? W sumie mogli...
Z papierem w reku pewny, ze za chwilkę będę miał samochód, śmignąłem szybko tramwajem z powrotem do magazynu policyjnego. Pani sprawdziła dokument i zadzwoniła do kolegi. Z rozmowy wywnioskowałem, ze parking nie jest nigdzie blisko. Minął moment kiedy podjechał radiowóz pod budynek. Zapakowałem się na tylne siedzenie, ruszyliśmy. Jechaliśmy miedzy budynkami, przejeżdżaliśmy jakieś bramy. Nie wyjechaliśmy na żadną oficjalna drogę. Kilka minut później zatrzymaliśmy się. Ucieszyłem się na widok mojego samochodu. Złapałem za klamkę i jakież wielkie było moje zdziwienie kiedy drzwi nie ustąpiły. Jeszcze raz, nic. Dopiero do mnie dotarło. Nie otwierają się od środka. Na szczęście nie jestem o nic podejrzany. Kierowca mnie wypuścił i kazał obejrzeć samochód. Pytam. Dlaczego? Czy nie jest porysowany, wgnieciony, wiecie. Odpowiada.
Szybko rzuciłem okiem. Wszystko wydawało się ok. Ucieszony otwieram drzwi od Tolka i przekręcam kluczyk w stacyjce. Nic. No to kupa. Akumulator zdechł pewnie od tego wyjącego alarmu nie wiadomo ile godzin.
Ale ale... jest radiowóz a kierowca ma kable. Udało się! Pożegnaliśmy się i w milej atmosferze pojechałem do pracy. Cala operacja trwała jakieś 3 godziny.
W jakim innym kraju, Policja by odholowała Twoje auto, żeby Ci je zabezpieczyć przed kradzieżą kiedy je zostawisz otwarte? Wszystko mi się udało załatwić bez większych problemów, a gdybym nie sępił na taksówki to zrobiłbym to dużo szybciej.
Troszkę się rozpisałem. Mam jeszcze kilka opowiastek w tym temacie. A już niedługo czeka mnie całkiem nowe przeżycie w Magistracie Miasta Brna.
A co dobrego was spotkało ze strony policji?
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czechy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czechy. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 26 sierpnia 2012
sobota, 23 czerwca 2012
Czechy to nie Polska
Typowe czeskie osiedle. Piątkowe popołudnie, betonowy stół do ping-ponga pośród bloków rodem z lat 70tych. Czesi nazywają je panelakami. Nazwa idealnie oddaje klimat wielkiej płyty. Panuje senna atmosfera. Popołudniowe słonce delikatnie przygrzewa. Dwóch panów siedzi sobie na ławce i rozmawia po polsku. Przed chwila grali w ping-ponga, teraz jednak odpoczywają i delektują się złocistym napojem. Na pobliskim placu zabaw, jak zwykle o tej porze dnia, panuje delikatny gwar. Młodzi rodzice rozmawiają, dzieci pokrzykują radośnie. Mimo, że ulica jest tuz obok, nie słychać przejeżdżających samochodów. Sanatorium.
Powoli ludzie zaczynają się rozchodzić do domów. Po kilku chwilach, poza polakami, zostaje już tylko jedna mama bawiąca się z córeczką. Jej czerwona, luźna, sukienka nie posiada żadnej kieszeni, wiec żeby pohuśtać się z dzieckiem położyła telefon na ławce, jakiś metr od siedzących mężczyzn.
Kładąc telefon powiedziała po czesku - Mogę go tu zostawić? - Mężczyźni tylko kiwnęli głowami i kontynuowali swoja rozmowę.
W pierwszej chwili nie zrobiło to na nich specjalnego wrażenia, w końcu była dwa kroki od ławki. Jednak dopiero po chwili zorientowali się, ze oprócz telefonu na ławce leżą też klucze od domu.
Po chwili kobieta ponownie zwróciła uwagę mężczyznom na swoje rzeczy i zapytała czy mogą popilnować. Znowu tylko kiwnęli głowami.
Patrzyli jak odchodzi. Po chwili zniknęła razem z pociecha gdzieś za rogiem.
- Co się właśnie stało? - powiedział jeden do drugiego. Gdzie my jesteśmy? Ona chyba, żyje na innym świecie? Jak można tak komuś zaufać? Przecież ona nas nie zna.
- Chyba nikt jej nigdy nie okradł. - odpowiedział mu drugi, brodaty.
- A możne to prowokacja? Zaraz zza rogu wyskoczy gościu z kamera.
- Taaaa, prędzej policjant.
I tak siedzieli przez kila chwil rozważając sytuacje. Żaden z nich nawet nie pomyślał, żeby wziąć komórkę czy klucze do ręki, o kradzieży nie wspominając. Obaj jednak nie mogli uwierzyć w zaufanie jakim obdarzyła ich nieznajoma. A może to była naiwność? Gdy chwile mijały na rozważaniach w oddali znowu zobaczyli kobietę w czerwonej sukience i jej córkę idące w ich kierunku.
Podeszła do ławki gdzie zostawiła swoje rzeczy, wzięła je i podziękowała. Rzuciła jeszcze "Na schle" i już jej nie było.
Mężczyźni posiedzieli jeszcze chwilkę osłupiali i wrócili do gry.
Powoli ludzie zaczynają się rozchodzić do domów. Po kilku chwilach, poza polakami, zostaje już tylko jedna mama bawiąca się z córeczką. Jej czerwona, luźna, sukienka nie posiada żadnej kieszeni, wiec żeby pohuśtać się z dzieckiem położyła telefon na ławce, jakiś metr od siedzących mężczyzn.
Kładąc telefon powiedziała po czesku - Mogę go tu zostawić? - Mężczyźni tylko kiwnęli głowami i kontynuowali swoja rozmowę.
W pierwszej chwili nie zrobiło to na nich specjalnego wrażenia, w końcu była dwa kroki od ławki. Jednak dopiero po chwili zorientowali się, ze oprócz telefonu na ławce leżą też klucze od domu.
Po chwili kobieta ponownie zwróciła uwagę mężczyznom na swoje rzeczy i zapytała czy mogą popilnować. Znowu tylko kiwnęli głowami.
Patrzyli jak odchodzi. Po chwili zniknęła razem z pociecha gdzieś za rogiem.
- Co się właśnie stało? - powiedział jeden do drugiego. Gdzie my jesteśmy? Ona chyba, żyje na innym świecie? Jak można tak komuś zaufać? Przecież ona nas nie zna.
- Chyba nikt jej nigdy nie okradł. - odpowiedział mu drugi, brodaty.
- A możne to prowokacja? Zaraz zza rogu wyskoczy gościu z kamera.
- Taaaa, prędzej policjant.
I tak siedzieli przez kila chwil rozważając sytuacje. Żaden z nich nawet nie pomyślał, żeby wziąć komórkę czy klucze do ręki, o kradzieży nie wspominając. Obaj jednak nie mogli uwierzyć w zaufanie jakim obdarzyła ich nieznajoma. A może to była naiwność? Gdy chwile mijały na rozważaniach w oddali znowu zobaczyli kobietę w czerwonej sukience i jej córkę idące w ich kierunku.
Podeszła do ławki gdzie zostawiła swoje rzeczy, wzięła je i podziękowała. Rzuciła jeszcze "Na schle" i już jej nie było.
Mężczyźni posiedzieli jeszcze chwilkę osłupiali i wrócili do gry.
poniedziałek, 30 maja 2011
czwartek, 17 lutego 2011
Lesna strzelanina
wtorek, 10 lutego 2009
Morasvky Krumlov
Ostatniej bardo ladnej soboty wybralismy sie na tripa do malego miasteczka. Morawsky Krumlov. To co mnie tam zaskoczylo to niesamowita przyjaznosc tubylcow. Sprzedwaca w lokalnej knajpie byl na tyle mily, ze postanowil dac nam skosztowac lokalnej sliwowicy calkowicie za darmo (mniam).
Ogolnie pozytywne wrazenie zostalo troszke zepsute dziwnym zapachem wydobywajacym sie z fabryki Saint-Gobain...
wtorek, 9 września 2008
Macocha i Punkevni Jaskynie
Wiojcie! Troszkę dlugo nie pisałem... powiedzmy, ze miałem wakacje. Nawet jakaś wycieczka się trafiła. Tym razem wieniu zwiedził Przepaść Macochy oraz Punkevni Jaskynie. Kilka fotek:
Powyżej: ładne podziemne jeziorko.





Popatrz w dół i powiedz, że nie czujesz żadnego lęku.
Widok na Macochę.

Wieniu musi się wdrapywać w różne dziury - taki już po prostu jest.



Wyjście z jaskini na dnie Macochy.
From Macocha i Punkevni Jaskynie |
Popatrz w dół i powiedz, że nie czujesz żadnego lęku.
Widok na Macochę.
Wieniu musi się wdrapywać w różne dziury - taki już po prostu jest.
Wyjście z jaskini na dnie Macochy.
sobota, 28 czerwca 2008
Litomyšl
Z wizytą u Pata i Mata - w muzeum regionalnym w Litomyšlu.
Wiecej o Pacie i Macie na JoeMonster.org

Poznajecie te ubranka?

Szkielet Pata... a może to Mat?

A to już samo miasto - bardzo ładne z resztą...



Wiecej o Pacie i Macie na JoeMonster.org
Poznajecie te ubranka?
Szkielet Pata... a może to Mat?
A to już samo miasto - bardzo ładne z resztą...
niedziela, 13 stycznia 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)