W ramach odchamiania postanowiłem posłuchać troszkę bardziej "ludzkiej" muzyki... padło na nowy album polskiej gwiazdy muzyki reggae. Prosto z Idola czy innego tańca na lodzie - Kamila Bednarka. Przesłuchałem całą płytę raz. Poważnie się zastanawiam czy posłucham jej kiedykolwiek jeszcze raz. Mimo, ze nie ma się do czego przyczepić pod względem muzycznym to... dupy nie urywa.
Nie wcale nie jest to złe, jest bardzo dobre, ale ile razy można słuchać tego samego? Juz to wszystko gdzieś słyszałem, w innym języku, wykonaniu i aranżacji. Jednak, ale cały czas podczas słuchania miałem wrażenie wtórności. Bardzo wysokiej jakości, ale jednak powtórki.
Kiedy zanim jeszcze zapuściłem płytę, spojrzałem na track listę. Z trwoga odkryłem, ze Pan Kamil zdecydował się wykonać utwór Turnaua - Dni których jeszcze nie znamy. Jako, ze płyty traktuje jako jedna całość, nie przeskoczyłem bezpośrednio do niego, tylko przesłuchując po kolei starałem się wczuć w klimat płyty.
No a sama piosenka okazała się fajna. Nic prze przebije oryginału, ale na koncercie może będzie mi się podobać...
Podsumowując, jeśli chcesz sporo dobrego regału. Śmiało sięgaj po ta płytę. Jeśli szukasz nowych zajawek muzycznych, popatrz w innym kierunku. Pa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz